George Whitefield

George Whitefield urodził się w Gloucester w 1714 roku. Jego matka prowadziła gospodę Bell Inn i wydaje się, że nie powodziło jej się w interesach; w każdym razie, wydaje się, że nigdy nie była w stanie zrobić nic, aby jej syn awansował w życiu. Wczesne życie Whitefielda, według jego własnej relacji, było bardzo religijne, choć, jak wielu chłopców, miewał sporadyczne ukłucia sumienia i spazmatyczne napady pobożnych uczuć. Wyznaje, że był „uzależniony od kłamstwa, plugawych rozmów i głupich żartów”, i że był „łamaczem szabatu, bywalcem teatru, graczem w karty i czytelnikiem romansów”. Wszystko to, jak twierdzi, trwało do jego piętnastego roku życia.

Biedny jak był, jego pobyt w Gloucester zapewnił mu przewagę dobrej edukacji w Wolnej Szkole Gimnazjalnej w tym mieście. Tutaj był uczniem do piętnastego roku życia. Jedynym znanym faktem dotyczącym jego czasów szkolnych jest to, że już wtedy odznaczał się dobrą elokwencją i pamięcią, i był wybierany do recytowania przemówień przed Korporacją Gloucester podczas ich corocznej wizytacji Grammar School.

Wydaje się, że w wieku piętnastu lat Whitefield opuścił szkołę i na pewien czas porzucił łacinę i grekę. Prawdopodobnie, ze względu na trudną sytuację jego matki, było absolutnie konieczne, aby zrobił coś, co pomogłoby jej w interesach i pozwoliło na samodzielne utrzymanie się. Zaczął więc pomagać jej w codziennej pracy w Bell Inn. „W końcu”, mówi, „włożyłem mój niebieski fartuch, myłem kubki, sprzątałem pokoje, i jednym słowem, stałem się profesorskim zwykłym szuflarzem na prawie półtora roku”. Nie trwało to jednak długo. Interes jego matki w Bell nie kwitł, a ona w końcu wycofała się z niego całkowicie.

Stary kolega ze szkoły ożywił w jego umyśle pomysł pójścia do Oxfordu, a on wrócił do Grammar School i wznowił naukę. W końcu, po kilku opatrznościowych okolicznościach, które ułatwiły mu drogę, w wieku osiemnastu lat wstąpił do Oxfordu jako służący w Pembroke. Pobyt Whitefielda w Oksfordzie był wielkim punktem zwrotnym w jego życiu. Przez dwa lub trzy lata przed wstąpieniem na uniwersytet jego dziennik mówi nam, że nie był pozbawiony przekonań religijnych, ale od czasu wstąpienia do Pembroke College przekonania te szybko dojrzewały do zdecydowanego chrześcijaństwa. Pilnie uczęszczał na wszystkie środki łaski, które były w jego zasięgu. Swój wolny czas spędzał na odwiedzaniu miejskiego więzienia, czytając więźniom i starając się czynić dobro. Zapoznał się ze słynnym Johnem Wesleyem i jego bratem Karolem, a także z małą grupą podobnie myślących młodych ludzi. Byli oni oddaną partią, do której po raz pierwszy zastosowano nazwę „Metodyści”, ze względu na ich surową „metodę” życia.

W pewnym momencie wydaje się, że groziło mu niebezpieczeństwo stania się półpapistą, ascetą lub mistykiem, i umieszczenia całej religii w samozaparciu. Pisze w swoim Dzienniku: „Zawsze wybierałem najgorszy rodzaj jedzenia. Pościłem dwa razy w tygodniu. Mój strój był podły. Uważałem, że to nie przystoi pokutnikowi, aby jego włosy były upudrowane. Nosiłem wełniane rękawiczki, połataną suknię i brudne buty; i choć byłem przekonany, że królestwo Boże nie składa się z mięsa i picia, to jednak zdecydowanie wytrwałem w tych dobrowolnych aktach samozaparcia, ponieważ znalazłem w nich wielką promocję życia duchowego.’

Z całej tej ciemności został stopniowo uwolniony, częściowo przez radę jednego lub dwóch doświadczonych chrześcijan, a częściowo przez czytanie takich książek jak Scougal’s Life of God in the Soul of Man, Law’s Serious Call, Baxter’s Call to the Unconverted, Alleine’s Alarm to Unconverted Sinners i Matthew Henry’s Commentary. Przede wszystkim”, mówi, „mój umysł był teraz bardziej otwarty i rozszerzony, więc zacząłem czytać Pismo Święte na moich kolanach, odkładając na bok wszystkie inne książki i modląc się, jeśli to możliwe, nad każdym wierszem i słowem. Okazało się to prawdziwym pokarmem i napojem dla mojej duszy. Codziennie otrzymywałem świeże życie, światło i moc z góry. Otrzymałem więcej prawdziwej wiedzy z czytania Księgi Bożej w ciągu jednego miesiąca, niż mógłbym kiedykolwiek zdobyć ze wszystkich pism ludzkich.”

Nauczony zrozumienia chwalebnej wolności ewangelii Chrystusa, Whitefield nigdy więcej nie zwrócił się ku ascezie, legalizmowi, mistycyzmowi czy dziwnym poglądom na chrześcijańską doskonałość. Doświadczenie zdobyte w gorzkim konflikcie było dla niego najcenniejsze. Doktryny wolnej łaski, raz dokładnie zrozumiane, głęboko zakorzeniły się w jego sercu i stały się niejako kością z jego kości i ciałem z jego ciała. Wydaje się, że spośród wszystkich małych grup metodystów z Oksfordu, żaden nie posiadł tak szybko jasnych poglądów na ewangelię Chrystusa jak on i żaden nie trzymał się ich tak niezachwianie do końca.

W wieku dwudziestu dwóch lat Whitefield został dopuszczony do święceń przez biskupa Bensona z Gloucester, w Niedzielę Trójcy Świętej 1736 roku. Jego święcenia nie były wynikiem jego własnych starań. Biskup dowiedział się o jego charakterze od Lady Selwyn i innych, posłał po niego, dał mu pięć gwinei na zakup książek i zaoferował, że wyświęci go, choć miał dopiero dwadzieścia dwa lata, kiedy tylko będzie tego chciał. Ta niespodziewana oferta przyszła do niego, gdy był pełen wątpliwości co do własnej przydatności do służby. Przecięła ona węzeł i doprowadziła go do punktu decyzji. 'Zacząłem myśleć’, mówi, 'że jeśli będę się dłużej wstrzymywał, będę walczył przeciwko Bogu.’

Pierwsze kazanie Whitefielda zostało wygłoszone w tym samym mieście, w którym się urodził, w kościele St Mary-le-Crypt, Gloucester – 'W miarę jak postępowałem, dostrzegałem rozpalony ogień, aż w końcu, choć tak młody i pośród tłumu tych, którzy znali mnie w moich dziecinnych dniach, byłem w stanie mówić z pewnym stopniem ewangelicznego autorytetu.’

Niemal natychmiast po swoich święceniach Whitefield udał się do Oksfordu i uzyskał tytuł Bachelor of Arts. Następnie rozpoczął regularne życie ministerialne, podejmując tymczasową służbę w kaplicy Tower w Londynie przez dwa miesiące. Gdy był tam zaangażowany, głosił kazania w wielu londyńskich kościołach, między innymi w kościołach parafialnych w Islington, Bishopsgate, St Dunstan’s, St Margaret’s, Westminster i Bow, Cheapside. Od samego początku uzyskał taki stopień popularności, jakiego prawdopodobnie żaden kaznodzieja, ani przedtem, ani potem, nigdy nie osiągnął. Czy to w dni powszednie, czy w niedziele, gdziekolwiek głosił, kościoły były przepełnione i wywoływało to ogromną sensację. Prawdą jest, że naprawdę elokwentny kaznodzieja, głoszący czystą ewangelię z niezwykłymi darami głosu i manier, był w tym czasie zupełną nowością w Londynie. Kongregacje zostały zaskoczone i przejęte szturmem.

Z Londynu przeniósł się na dwa miesiące do Dummer, małej wiejskiej parafii w Hampshire, w pobliżu Basingstoke. Stamtąd przyjął zaproszenie, na które bardzo naciskali na niego Wesleyowie, aby odwiedzić kolonię Georgia w Ameryce Północnej i pomóc w opiece nad Domem Sierot, który został założony w pobliżu Savannah dla dzieci kolonistów. Po głoszeniu przez kilka miesięcy w Gloucestershire, a szczególnie w Bristolu i Stonehouse, popłynął do Ameryki w drugiej połowie 1737 roku i pozostał tam około roku. Można zauważyć, że sprawy tego Domu Sierot zajmowały wiele jego uwagi od tego okresu życia aż do śmierci. Mimo dobrych intencji, wydaje się, że był to projekt o bardzo wątpliwej mądrości i z pewnością przyniósł Whitefieldowi wiele trosk i odpowiedzialności do końca jego dni.

Whitefield powrócił z Georgii pod koniec 1738 roku, częściowo w celu uzyskania święceń kapłańskich, które zostały mu nadane przez jego starego przyjaciela, biskupa Bensona, a częściowo w interesach związanych z Domem Sierot. Wkrótce jednak przekonał się, że jego pozycja nie jest już taka, jak przed wyjazdem do Georgii. Większość duchowieństwa nie była już mu przychylna i uważała go za entuzjastę i fanatyka. Byli szczególnie zgorszeni jego głoszeniem doktryny o regeneracji lub nowym narodzeniu, jako rzeczy, której wielu ochrzczonych bardzo potrzebowało! Liczba kazalnic, do których miał dostęp, szybko się zmniejszyła. Strażnicy kościelni, którzy nie mieli oczu na pijaństwo i nieczystość, byli przepełnieni silnym oburzeniem z powodu tego, co nazywali „naruszeniami porządku”. Biskupi, którzy tolerowali arianizm, socynianizm i deizm, byli oburzeni na człowieka, który w pełni głosił zadośćuczynienie Chrystusa i działanie Ducha Świętego, i zaczęli go otwarcie potępiać. Krótko mówiąc, od tego okresu jego życia, pole użyteczności Whitefielda w Kościele Anglii gwałtownie zawężało się z każdej strony.

Krokiem, który w tym momencie nadał kierunek całemu nurtowi służby Whitefielda było przyjęcie przez niego systemu głoszenia na wolnym powietrzu. Widząc, że tysiące ludzi na całym świecie nie uczęszcza do żadnego miejsca kultu, spędza niedziele na bezczynności lub grzechu i nie docierają do nich kazania w murach, postanowił w duchu świętej agresji wyjść za nimi „na drogi i żywopłoty”, zgodnie z zasadą swojego Mistrza, i „zmusić ich do wejścia”. Jego pierwsza próba uczynienia tego miała miejsce wśród kolporterów w Kingswood niedaleko Bristolu, w lutym 1739 roku. Po wielu modlitwach, pewnego dnia udał się do Hannam Mount i stojąc na wzgórzu zaczął głosić kazanie do około stu robotników na podstawie Ewangelii Mateusza 5:1-3. Sprawa ta wkrótce stała się znana. Liczba słuchaczy szybko rosła, aż zgromadzenie liczyło wiele tysięcy.

Własna relacja Whitefielda o zachowaniu tych zaniedbanych kolporterów, którzy nigdy w życiu nie byli w kościele, jest głęboko poruszająca: „Nie mając”, pisze do przyjaciela, „żadnej własnej sprawiedliwości, której mogliby się wyrzec, z radością słuchali o Jezusie, który był przyjacielem celników i przyszedł nie po to, by wzywać sprawiedliwych, lecz grzeszników do pokuty”. Pierwszym odkryciem, że zostali dotknięci, był widok białych rynien zrobionych przez ich łzy, które obficie spływały po ich czarnych policzkach, gdy wychodzili ze swoich dołów węglowych. Setki z nich zostały wkrótce doprowadzone do głębokiego przekonania, które, jak pokazało wydarzenie, szczęśliwie zakończyło się zdrowym i gruntownym nawróceniem.”

Dwa miesiące po tym wydarzeniu Whitefield rozpoczął praktykę głoszenia kazań na otwartej przestrzeni w Londynie, 27 kwietnia 1739 roku. Okoliczności, w których to się stało były ciekawe. Pojechał on do Islington, aby wygłosić kazanie dla wikariusza, swojego przyjaciela, pana Stonehouse. W trakcie modlitwy przyszedł do niego zarządca kościoła i zażądał licencji na głoszenie kazań w diecezji londyńskiej. Whitefield oczywiście nie posiadał takiej licencji. W rezultacie, jako że zarządcy kościoła zabronili mu wygłaszać kazania z ambony, po nabożeństwie wyszedł on na zewnątrz i wygłosił kazanie na dziedzińcu kościelnym. Od tego dnia stał się stałym kaznodzieją polowym, gdy tylko pogoda i pora roku na to pozwalały.

Dwa dni później, w niedzielę 29 kwietnia, zapisuje: 'Głosiłem w Moorfields do niezmiernie wielkiego tłumu. Będąc osłabionym przez moje poranne kazanie, odświeżyłem się po południu przez mały sen, a o piątej poszedłem i wygłosiłem kazanie w Kennington Common, około dwóch mil od Londynu, gdzie przypuszczalnie było obecnych nie mniej niż trzydzieści tysięcy ludzi”. Odtąd, gdziekolwiek w Londynie znajdowały się duże otwarte przestrzenie, gdziekolwiek gromadziły się duże grupy bezczynnych, bezbożnych, łamiących sabat ludzi, na Hackney Fields, Mary-le-bonne Fields, May Fair, Smithfield, Blackheath, Moorfields i Kennington Common, tam Whitefield szedł i podnosił głos dla Chrystusa. Tak głoszona ewangelia była słuchana i łapczywie przyjmowana przez setki ludzi, którzy nigdy nie marzyli o pójściu do miejsca kultu.

Służba Whitefielda na ambonach Kościoła Anglii od tego czasu prawie całkowicie ustała. Kochał Kościół, w którym został wyświęcony, chwalił jego Artykuły, z przyjemnością korzystał z jego Modlitewnika. Ale Kościół go nie kochał i dlatego stracił możliwość korzystania z jego usług. Kościół był zbyt śpiący, by go zrozumieć i był wkurzony na człowieka, który nie chciał pozostać w miejscu i nie pozwolił diabłu odejść w spokoju.

Fakty z historii Whitefielda od tego okresu do dnia jego śmierci są prawie w całości w jednym kolorze. Jeden rok był taki sam jak drugi, a próba podążania za nim byłaby tylko wielokrotnym przechodzeniem przez ten sam grunt. Od roku 1739 do roku jego śmierci, 1770, czyli przez trzydzieści jeden lat, jego życie było jednolitym zajęciem, a on zawsze zajmował się sprawami swego Mistrza. Od niedzielnego poranka do sobotniej nocy, od 1 stycznia do 31 grudnia, z wyjątkiem okresów, gdy był odstawiony na bok z powodu choroby, prawie bez przerwy głosił Chrystusa i chodził po świecie, prosząc ludzi, aby pokutowali, przyszli do Chrystusa i zostali zbawieni. Nie było prawie żadnego znaczącego miasta w Anglii, Szkocji czy Walii, którego nie odwiedził jako ewangelista. Kiedy kościoły były otwarte dla niego chętnie głosił w kościołach, a kiedy tylko kaplice można było uzyskać, on radośnie głosił w kaplicach. Kiedy kościoły i kaplice były zamknięte, lub były zbyt małe, aby pomieścić słuchaczy, był gotowy i chętny do głoszenia kazań na wolnym powietrzu.

Przez trzydzieści jeden lat pracował w ten sposób, zawsze głosząc tę samą chwalebną ewangelię i zawsze, na ile ludzkie oko może ocenić, z ogromnym skutkiem. W jednym tylko tygodniu Zielonych Świątek, po wygłoszeniu kazania w Moorfields, otrzymał tysiąc listów od ludzi ogarniętych duchowym niepokojem i przyjął do stołu Pańskiego trzysta pięćdziesiąt osób. Uważa się, że w ciągu trzydziestu czterech lat jego służby, głosił publicznie osiemnaście tysięcy razy.

Jego podróże były niezwykłe, jeśli weźmiemy pod uwagę drogi i środki transportu jego czasów. Odwiedził Szkocję czternaście razy; przepłynął Atlantyk siedem razy, tam i z powrotem, w nędznych, powolnych żaglowcach i przykuł uwagę tysięcy ludzi w Bostonie, Nowym Jorku i Filadelfii. Dwa razy udał się do Irlandii i przy jednej okazji został prawie zamordowany przez ignorancki tłum popisów w Dublinie. Jeśli chodzi o Anglię i Walię, to przemierzył wszystkie ich hrabstwa, od Isle of Wight do Berwick-on-Tweed, i od Land’s End do North Foreland.

Jego regularna praca ministerialna w Londynie w sezonie zimowym, kiedy głoszenie w terenie było z konieczności zawieszone, była czymś niesamowitym. Jego cotygodniowe zaangażowanie w Tabernakulum przy Tottenham Court Road, które zostało zbudowane dla niego, gdy ambony Kościoła Ustanowionego zostały zamknięte, obejmowało następującą pracę: W każdą niedzielę rano, o wpół do szóstej, udzielał Wieczerzy Pańskiej kilkuset wiernym. Po tym czytał modlitwy i wygłaszał kazania zarówno rano, jak i po południu. Następnie ponownie wygłaszał kazanie wieczorem o wpół do piątej, a kończył przemawiając do licznego grona wdów, osób zamężnych, młodych mężczyzn i dziewcząt, siedzących oddzielnie w obszarze Tabernakulum, z napomnieniami odpowiednimi do ich stanowisk. W poniedziałek, wtorek, środę i czwartek rano, głosił kazania regularnie o szóstej. W poniedziałkowe, wtorkowe, środowe, czwartkowe i sobotnie wieczory wygłaszał wykłady. To, jak można zauważyć, dawało trzynaście kazań tygodniowo! I przez cały ten czas prowadził szeroką korespondencję z ludźmi w prawie każdej części świata. To, że jakakolwiek ludzka struktura mogła tak długo wytrzymać trudy, przez które przeszedł Whitefield, wydaje się naprawdę cudowne. Nie mniej cudowne jest to, że jego życie nie zostało skrócone przez przemoc, na którą był często narażony. Ale był nieśmiertelny, dopóki jego dzieło nie zostało wykonane.

Zmarł w końcu bardzo nagle w Newbury Port, w Ameryce Północnej, w niedzielę 29 września 1770 roku, w stosunkowo młodym wieku pięćdziesięciu sześciu lat. Był raz żonaty z wdową o imieniu James, z Abergavenny, która zmarła przed nim. Jeśli możemy sądzić na podstawie niewielkiej ilości wzmianek o jego żonie w jego listach, wydaje się, że jego małżeństwo nie przyczyniło się zbytnio do jego szczęścia. Nie pozostawił dzieci, ale pozostawił nazwisko o wiele lepsze niż synów i córek. Być może nigdy nie było człowieka, o którym można by tak prawdziwie powiedzieć, że wydał i został wydany dla Chrystusa, niż George Whitefield.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.